W tym, że ulice rozbłysły sztucznym światłem nie ma nic złego. Dzięki temu w miastach jest bezpieczniej i po zmroku możemy swobodnie się po nich poruszać. Problemem jest za to jego nadmiar i rozproszenie w nieodpowiednich kierunkach. Podświetlamy w końcu nie tylko ulice, ale również witryny sklepów, elewacje budynków czy bilbordy reklamowe. Problem nie byłby może aż tak poważny, gdyby były one oświetlone prawidłowo tzw. wiązka światła była skierowana wyłącznie na dany obiekt. Bardzo często zdarza się jednak, że przy okazji oświetlane są także tereny z nim sąsiadujące, które wcale dodatkowego oświetlenia nie potrzebują, albo że zastosowane oprawy rozpraszają światło na wszystkie strony. Wówczas mówimy o zanieczyszczeniu sztucznym światłem.
Autorami tego terminu są astronomowie, którzy już w latach 70. XX w. zauważyli, że nad obszarami zamieszkanymi przez ludzi tworzy się łuna świetlna, która przyćmiewa blask gwiazd i w efekcie utrudnia obserwacje astronomiczne. Nie trzeba teleskopu, by podobne obserwacje poczynić dziś samodzielnie. Wystarczy postawić sobie za cel zobaczenie drogi mlecznej. Praktycznie w żadnym z europejskich miast jest to niemożliwe, a to właśnie ze względu na zanieczyszczenie światłem.
Każdy organizm - czy to roślina, czy zwierzę - posiada wypracowany w toku ewolucji zegar biologiczny. U człowieka reguluje go przede wszystkim światło słoneczne, które rano stymuluje komórki do wytwarzania kortyzolu, czyli hormonu odpowiedzialnego za naszą dzienną aktywność, a wieczorem, gdy jego natężenie stopniowo się zmniejsza, melatoniny, czyli hormonu snu. W momencie pojawienia się sztucznego światła mechanizm ten został zaburzony, stąd bezsenność czy problemy z zasypianiem. Udowodniono również, że przedłużona ekspozycja na światło, czy to dzienne, czy sztuczne, zwiększa liczbę zachorowań na depresję. Dowodem mogą tu być badania prowadzone za kołem podbiegunowym w Finlandii, gdzie latem słońce świeci przez 24 godziny, a zimą ciągle panuje ciemność. Okazało się, że największą ilość samobójstw odnotowuje się tam właśnie podczas dnia polarnego.
Na nadmiernej ekspozycji na sztuczne światło cierpi także nasz wzrok. Dotyczy to przede wszystkim niebieskiego światła o najkrótszej długości fali, która rozprasza się w naszym oku, pogarszając jakość widzenia.
I zwierzęta nie były gotowe na to, że nocne niebo stanie się tak jasne. Szczególnie odczuły to gatunki żerujące nocą. Ich problem polega na tym, że w terenach zurbanizowanych oraz przy szlakach komunikacyjnych noc praktycznie nigdy nie nastaje. W efekcie płazy, takie jak salamandry, czują się zagubione i nie wiedzą, kiedy udać się na polowanie, co w konsekwencji prowadzi do ich niedożywienia i finalnie spadku populacji.
Intensywnie oświetlone aglomeracje miejskie są także przeszkodą dla ptaków wędrownych i nietoperzy. Podczas gdy jedne gatunki ptaków usiłują omijać intensywnie oświetlone aglomeracje podczas swoich wędrówek, inne, zwabione przez światło, trafiają do „pułapki”, z której zdezorientowane nie mogą się wydostać, wpadając na intensywnie oświetlone budynki lub na siebie nawzajem. Natomiast nietoperze jak ognia unikają terenów oświetlonych. Niestety, takie obszary przyciągają z kolei ćmy i chrząszcze, które są ich głównym pożywieniem.
Innym przykładem, który często przytaczany jest w artykułach dotyczących skutków zanieczyszczenia światłem, są żółwie morskie. Ich młode wylęgają się nocą na plaży. Gdy uda im się wydostać ze skorupki, instynktownie kierują się w kierunku światła, bo dawniej jego jedynym źródłem na plaży był księżyc lub gwiazdy odbijające się w morzu. Teraz, gdy nadmorskie promenady oświetlone są sztucznym oświetleniem, zamiast do morza, kierują się w zupełnie odwrotną stronę, stając się łatwym łupem dla nadmorskich drapieżników lub padając z wycieńczenia.
Ani astronomowie, ani ekolodzy nie sugerują, by całkowicie zrezygnować ze sztucznego oświetlenia, bo na etapie cywilizacyjnym, na jakim obecnie się znajdujemy, jest to zwyczajnie niemożliwe. Miasta i wsie oświetlać można jednak mądrzej. Wystarczy wymienić oprawy oświetleniowe na takie, które zamiast emitować rozproszone we wszystkich kierunkach światło będą oświetlać jedynie docelowe miejsce, czyli określoną drogę, chodnik czy elewację.
Zmniejszyć można też natężenie światła emitowanego przez miejskie latarnie. Do tego, by bezpiecznie poruszać się po chodnikach, nie potrzebujemy bardzo jasnego światła, wystarczy ciepłe o niewielkiej intensywności, czego dowodem są oprawy świetlne zainstalowane w Los Realejos na Teneryfie. Wyspa od lat słynie z doskonałych warunków do obserwacji astronomicznych, jej włodarze dbają więc o to, by oświetlenie miast i hoteli mieszczących się na wyspie nie utrudniało pracy astrologom. Zabroniono zatem stosowania lamp świecących białym światłem o wysokim natężeniu i zastąpione je oprawami Philips LED PC Ambar wytwarzającymi ciepłe, bursztynowe światło, które zapewnia mieszkańcom i turystom bezpieczeństwo, ale jednocześnie nie utrudnia obserwacji nieba. Nowe oprawy charakteryzuje też inteligentny system rozrzutu światła, dzięki czemu oświetlają jedynie te przestrzenie, gdzie oświetlenie jest potrzebne.
W ograniczeniu zanieczyszczenia światłem niezwykle pomocne są też czujniki ruchu – dzięki nim możemy oświetlać jedynie te tereny, gdzie aktualnie ktoś przybywa. Tu przykładem może być wrocławskie osiedle Nowe Żerniki, gdzie intensywność z jaką świecą lampy, zwiększa się, gdy w ich zasięgu pojawi się człowiek. Także w niektórych kurortach na Florydzie, szczególnie tam, gdzie rozmnażają się żółwie, montuje się czujniki ruchu, które zapalają światło, gdy w pobliżu pojawią się ludzie. Dzięki temu nocą na plaży nie jest już tak jasno, a żółwie mają zapewnione dobre warunki do rozrodu.