Gdybym miała jednym zdaniem powiedzieć, czego nie lubię w pokoju hotelowym, to jego małego rozmiaru, a właściwie braku przestrzeni. Zdecydowana większość standardowych pokoi hotelowych jest w moim odczuciu za mała. Mam wrażenie, że często były projektowane z centymetrem w ręku, aby jak najwięcej pokoi „wycisnąć” z budynku. Oczywiście rozumiem ideę pokoi premium, droższych i większych. Ale z perspektywy np. czteroosobowej rodziny oszczędność hotelarza na m2 oznacza wybór noclegu poza hotelem. To dlatego od kilku lat tak dynamicznie rozwija się rynek aparthoteli i apartamentów. Zamiast małego pokoju, rodzina wybierze małe mieszkanie.
Funkcjonalność jest z perspektywy gościa priorytetowa. Tymczasem nie raz i nie dwa - poruszając się po pokoju, po prostu obijałam się o meble. A skorzystanie z gniazdka wciśniętego za łóżkiem to już prawie gimnastyka artystyczna. Wiele hoteli może śmiało ponazywać swoje pokoje – kolizja nr 112 lub 520. Jak otworzysz drzwi od szafy, to nie wejdziesz do łazienki. Drogi gościu musisz wybierać – albo swobodny dostęp do toalety albo do walizki. A gdy chcesz popracować, to już nie usiądziesz przy biurku, bo może się okazać, że plecami jesteś już w łóżku. Ten grzech wobec funkcjonalności hotelarze popełniają bardzo często.
Gdyby pokój hotelowy był filharmonią, to efekt byłby całkiem niezły. Ale pokój hotelowy to nie filharmonia i powinien tłumić a nie nieść dźwięki z korytarza lub sąsiedniego pokoju. Tymczasem zazwyczaj przez ściany słychać dosłownie wszystko, o nieszczelnych oknach i drzwiach nie wspomnę. Przyznam szczerze - mam swoją czarną listę hoteli, do których już nigdy nie pojadę, tylko dlatego (a może aż?), że zawsze będąc w nich, miałam wrażenie, że śpię z głową na korytarzu. Pobudka spowodowana przez kłótnie sąsiadów, wózki służby pięter lub odkurzacze to nie jest pozytywne wspomnienie z pobytu w hotelu.
Tego grzechu nie pojmuję! Od lat mamy laptopy, smartfony i wiele urządzeń, które trzeba stale ładować, a nawet nowe hotele nadal zapewniają dwa, wolne gniazdka w pokoju do użytku gościa. Inna kwesta to
Wi-Fi. Niby jest, ale rzadko kiedy sprawnie działa.
Z mojego doświadczenia wynika, że tylko 20 proc. hoteli rozumie, że oświetlenie to kluczowy czynnik, mający wpływ na człowieka. Oświetlenie kreuje nastrój, komfort i przede wszystkim wpływa na nasze pierwsze wrażenie po wejściu do pokoju hotelowego. W większości przypadków jest to jak wejście do grobowca. Nie znoszę tego uczucia, kiedy patrzę w lustro w przedpokoju i ledwo żarząca się lampa sufitowa cały swój strumień światła kieruje prosto w moją głowę. Ten moment, kiedy widzę w lustrze obcą mi, starą i zmęczoną kobietę, jaką niewątpliwie jeszcze nie jestem, jest bezcenny. Trzeba to powiedzieć wprost – to jest dramat i żaden gość nie chce tego doświadczać. Inna kwestia powiązana ze światłem to z kolei brak typowo hotelowych zasłon, czyli tzw. blackoutów, które całkowicie zaciemniają okna. Ludzie się dzielą na tych, którzy budzą się przy świetle dziennym i na tych, którzy muszą się sami obudzić w ciemności. Ja należę do tych drugich, dlatego zawsze w walizce mam własne „klapki” na oczy.
Łóżko z odpowiednio wysokim materacem, wystarczająco duże i twarde, takie, z którego się nie spada albo do którego się nie wpada, gdy zamówiliśmy podwójne łóżko, a zastaliśmy dwa pojedyncze zsunięte – to jest marzenie gościa. Wiele hoteli oszczędza na topperach, czyli materacach nawierzchniowych lub inwestuje w słabej jakości wyposażenie. Rzadkością jest możliwość wyboru poduszki, co byłoby świetnym rozwiązaniem. Dlatego znam gości, którzy zabierają do hotelu swoją poduszkę.
Niby dziś klimatyzacja jest już standardem, ale że mało kto dba o to, aby nie huczała i nie sapała jak lokomotywa. Po raz kolejny kłaniają się oszczędności i związany z nim dylemat gościa: spać bez klimatyzacji i się dusić, ale w ciszy, czy mieć klimatyzację i nie spać, bo warczy, buczy i bucha zimnem, którego zwykle nie możesz dobrze ustawić. W moim przypadki - na razie walka jest nierówna i wybieram „zimność”, wkładając zatyczki do uszu.
Wiele opisanych przeze mnie grzechów wynika z chęci zaoszczędzenia przez hotelarzy tam, gdzie tych oszczędności nie powinno być. Niestety nadal przy wielu projektach hotelowych sprawdza się przekonanie, że o luksusie i wysokiej jakości świadczy przysłowiowy marmur i złote klamki, a nie dobre oświetlenie czy tłumiące hałas drzwi. Dlatego moja rada dla każdego architekta i inwestora jest taka, zanim hotel zostanie otwarty dla gości, prześpijcie się w nim. I to nie w pokoju premium, ale w hotelowym standardzie.